Sanchez
Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Wto 10:49, 19 Mar 2013 Temat postu: Wyrok w Aferze Mięsnej |
|
|
Wyrok
Mężczyźni z czarnej wołgi na cywilnych numerach byli funkcjonariuszami milicji obywatelskiej, pasażerem samolotu na którego czekali - prominentny dyrektor z Warszawy, który właśnie wracał ze służbowej podróży do Rumunii. To były jego ostatnie chwile wolności. Wprost z lotniska dyrektor trafił do aresztu. Po niespełna roku już nie żył. Komunistyczne władze wykonały na nim wyrok śmierci.
Czarna wołga czekała na lotnisku. Kiedy z samolotu, który właśnie przyleciał z Bukaresztu wysiadła delegacja handlowców kilku mężczyzn z samochodu ruszyło w stronę jednego z pasażerów, prominentnego dyrektora z Warszawy. Po chwili wszyscy odjechali czarną wołgą.
To był początek głośnej "afery mięsnej, która w połowie lat sześćdziesiątych zelektryzowała całą Polskę. Zresztą do dzisiaj sprawa budzi mnóstwo emocji.
Mężczyźni z czarnej wołgi na cywilnych numerach byli funkcjonariuszami milicji obywatelskiej, pasażerem samolotu na którego czekali – Stanisław Wawrzecki dyrektor państwowego przedsiębiorstwa „Miejski Handel Mięsny Warszawa-Praga”. Wawrzecki właśnie wracał ze służbowej podróży do Rumunii. To były jego ostatnie chwile wolności. Wprost z lotniska dyrektor trafił do aresztu. Po niespełna roku już nie żył. Komunistyczne władze wykonały na nim wyrok śmierci.
Bezmięsne poniedziałki i potrzeba sukcesu
Samolot z polską delegacją handlową z Bukaresztu wylądował na Okęciu 18 kwietnia 1964 roku. To dzień aresztowania Stanisława Wawrzeckiego. Ster władzy dzierżyła wówczas ekipa Władysława Gomułki. Co ma aresztowanie dyrektora do osoby I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR? Zdaniem historyków i tych, którzy przyglądali się późniejszemu procesowi Wawrzeckiego ma i to wiele. Żeby zrozumieć tę zależność trzeba poznać tło wydarzeń, które poprzedziły filmowe aresztowanie na Okęciu.
Początek lat sześćdziesiątych w Polsce to czas, kiedy mięsa się nie kupowało, ale się je zdobywało. Produktu brakowało na sklepowych półkach. Propaganda robiła co mogła, lansując np. w narodzie idee "bezmięsnych poniedziałków", ale coraz bardziej jasne było, że bez wskazania winnych mięsnego deficytu się nie obejdzie. Oczywiste było, że partia za to nie może odpowiadać, a towarzysz Gomułka oczekiwał wyników, sukcesu walki ze spekulantami, wskazania winnych. Padło na Wawrzeckiego.
Nie tylko. W ówczesnej Polsce w związku z nadużyciami w handlu mięsem prowadzono ponad 40 śledztw, aresztowano w sumie kilkaset osób zamieszanych w proceder. Straty malwersacji szacowano na kilkadziesiąt milionów złotych, a cała sprawa miała taki zasięg, że w partii-matce powstała specjalna komisja do jej wyjaśnienia.
Afery mięsne wybuchały w różnych rejonach kraju i tylko wtedy, gdy zamieszani w nie byli wysocy funkcjonariusze ówczesnego ustroju, były po cichu zamiatane pod dywan. Wtedy kończyło się zazwyczaj na utracie stanowisk. W przypadku warszawskiego wątku afery sytuacja potoczyła się inaczej. Sprawie nadano rozgłos. Wyroki miały być surowe.
Dyktator i jego gang
Stanisława Wawrzeckiego peerelowskie media nazwały "dyktatorem mięsnym ze Śródmieścia". Czterech innych dyrektorów przedsiębiorstwa, czterech kierowników sklepów mięsnych i właściciela prywatnej masarni, którzy również zasiedli na ławie oskarżonych (w sumie dziesięć osób – red.) dziennikarze nazwali "przestępczym gangiem".
Stanisław Wawrzecki przyznał się przed sądem do przyjmowania łapówek od kierowników sklepów, w sumie około 3,5 mln złotych. Ale zwykły skądinąd proces o malwersację przerodził się w pokaz siły ówczesnej władzy. Sprawa trafiła na wokandę Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, ale do prowadzenia procesu oddelegowano sędziego z Sądu Najwyższego. Został nim sędzia Roman Kryże, który w czasach stalinowskich zasłynął wydawaniem wyroków wobec żołnierzy Armii Krajowej. Wielu z nich sędzia skazywał na śmierć.
Kluczowe dla sprawy wydaje się jednak coś innego. Proces przeprowadzono w tzw. trybie doraźnym, a nie zgodnie z obowiązującym wówczas kodeksem postępowania karnego z 1928 roku. Zastosowanie trybu doraźnego umożliwiał dekret PKWN z 1945 roku, na który powołał się prokurator formułujący akt oskarżenia. Na czym polega różnica? Dzięki zastosowanemu trybowi doraźnemu dla oskarżonych można było żądać surowych kar – z karą śmierci włącznie. Gdyby proces toczył się normalnie – zgodnie z obowiązującym kodeksem z 1928 roku – Stanisław Wawrzecki za branie łapówek mógłby trafić za kratki na maksymalnie pięć lat.
"Wrzód musi być wypalony do korzeni"
Prokurator skwapliwie skorzystał z tego przywileju i zażądał w sumie trzech wyroków śmierci. Ostatecznie sąd na karę śmierci skazał tylko Stanisława Wawrzeckiego, w pozostałych przypadkach wydając wyroki dożywotniego więzienia (dla czterech dyrektorów przedsiębiorstwa) i kary od dziewięciu do dwunastu lat więzienia (dla pozostałych oskarżonych).
"Wobec grabieżców mienia społecznego sięgającego milionów złotych nie może być w Polsce Ludowej, która z ogromnym trudem i wysiłkiem całego społeczeństwa odbudowuje zgliszcza i ruiny pozostawione przez wojnę, żadnego pobłażania i że tego rodzaju wrzód na organizmie zdrowego społeczeństwa musi być wypalony do korzeni" - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|