QLIG
Dołączył: 15 Sty 2014
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Żory
|
Wysłany: Śro 15:52, 15 Sty 2014 Temat postu: "Na straży porządku - trudne początki MO" |
|
|
artykuł z "Odkrywcy".
Autor: ADAM HAJDUKIEWICZ
Literatura i źródła:
1. Materiały z IPN Poznań, Katowice
2. Majer P. "Milicja Obywatelska w systemie organów władzy PRL", Adam Marszałek 2003
3. Misiuk A. "Instytucje policyjne w Polsce. Zarys dziejów od X wieku do współczesności" WWSP 2006
System polityczny przejmujący w 1944 roku na blisko pół wieku władzę, zbudował swój aparat policyjny pozbawiony nie tylko jakiejkolwiek odrębności, ale operujący fałszywymi znakami. Aparat bezpieczeństwa publicznego był faktycznie aparatem bezpieczeństwa państwa w określonej formule politycznej i ustrojowej, czyli właściwie policją polityczną, natomiast Milicja Obywatelska, wbrew nazwie własnej, nie odwoływała się do aktywności obywatelskiej na rzecz dobra wspólnego, lecz była organem państwowym, scentralizowanym, zhierarchizowanym, negującym zasadę apolityczności i powiązanym z aparatem bezpieczeństwa. Tego rodzaju model aparatu policyjnego, chociaż był nieuchronną koniecznością, nie był początkowo ani zapowiadany, ani chyba brany pod uwagę. Środowisko komunistyczne zarówno w okupowanym kraju, jak i ZSRR (Związek Patriotów Polskich, Centralne Biuro Komunistów Polski), w nielicznych swoich prezentacjach programowych dotyczących przyszłych organów policyjnych, skłaniały się do budowy organu porządkowego nie scentralizowanego. Doskonale to widać w manifeście PKWN oznajmiającym, iż: „Rady narodowe tworzą niezwłocznie podlegającą im Milicję Obywatelską, której zadaniem będzie utrzymanie porządku i bezpieczeństwa” Ta dyspozycja w połączeniu z dyrektywą głoszącą, że PKWN sprawuje władzę przez wojewódzkie, powiatowe, miejskie i gminne rady narodowe, sugerowała wyraźnie, że aparat policyjny będzie zbudowany na innych zasadach niż w okresie międzywojennym. Przekonanie to było utwierdzane sposobem formowania nie tylko pierwszych jednostek milicji, ale i aparatu bezpieczeństwa. Ich struktury na terenach Polski Lubelskiej były bowiem początkowo powiązane z radami narodowymi odpowiedniego szczebla jako ich wydziały (aparat bezpieczeństwa), bądź jako ich organy założycielskie.
Zdecentralizowany model nowego aparatu policyjnego funkcjonował krótko, bo niespełna trzy miesiące.
W myśl dekretu „Milicja Obywatelska jest prawno-publiczną służbą bezpieczeństwa publicznego”, początki organizowania tej formacji, która stała się na 50 lat organem pilnującym porządku publicznego były bardzo trudne. Od samego powstania w strukturach MO przejawiała się rywalizacja, a nawet walka o wpływy między grupą tzw. partyzantów, czyli członków PPR działających w Gwardii Ludowej a Berlingowcami, którzy przyszli razem z armią LWP ze wschodu. Tworzenie komisariatów i komend odbywało się na podstawie uchwały Biura Politycznego ze stycznia 1945, na podstawie której na tereny zajmowane przez Rosjan wysyłano specjalne grupy operacyjne MO. Tak też było w przypadku Katowic, jeden z uczestników takiej grupy płk Antoni Bolesta tak przedstawił utworzenie MO w Katowicach: „Przyjechaliśmy na sześciu samochodach ciężarowych z Lublina grupą około 50 oficerów. W Katowicach objęliśmy na siedzibę KWMO gmach przy ulicy Kilińskiego 9 po Kriminalpolizei. Po wejściu do gmachu zastaliśmy poukładane na półkach hełmy niemieckie, plecaki, mundury niemieckiej policji a także kartoteki folksdojczów i Ukraińców”. W mniejszych miejscowościach procedura przejmowania byłych obiektów policji niemieckiej wyglądała podobnie, gorzej było z wyposażeniem, bardzo często było zniszczone albo nawet rozszabrowane. Wyposażenie funkcjonariuszy w jednolite mundury nie było możliwe jeszcze prawie przez dwa lata do końca roku 1946, a niektórych rejonach kraju jeszcze dłużej. Bardzo często było to cywilne ubranie z opaską na rękawie i napisem „MO”. W rejonach gdzie znajdowały się składy lub magazyny pozostawione przez Niemców wykorzystywano umundurowanie hitlerowskie. Dokonywano drobnych przeróbek na klamrach do pasa, ścierano swastykę, w ładownicach wzoru przedwrześniowego do Mausera ucinano trzecią przegródkę dla wygody. Wykorzystywano również, jeśli były dostępne, elementy mundurowe z okresu przedwojennego: saperki juchtowe, pasy główne, a także kurtki mundurowe najczęściej wz.1936, którym po 1944 roku dodawano nowe milicyjne niebieskie patki. Po zdobyciu i zajęciu zakładów tkackich w Łodzi zaczęto pod koniec roku 1945 szyć z zapasów drelichu niemieckiego, tzw. jodełki, spodnie kroju radzieckiego.
Wydawać by się mogło, że najbardziej dostępnym powinno być umundurowanie noszone przez żołnierzy Ludowego wojska Polskiego. Niestety, dostęp do niego był ograniczony, musimy pamiętać, że w chwili powstania milicji trwały jeszcze intensywne działania wojenne i priorytetem było wojsko, następnie bezpieka, a na końcu MO. Noszono bardzo często, co widać na zdjęciach z okresu początkowego MO zwykłe ubrania. Stosowano oczywiście oznaczniki w postaci trójkąta w barwie biało czerwonej, obustronnie na kołnierzu stojącym wykładanym, oraz opaski biało czerwone z napisem „MO”. Metoda wykonania napisu była różna: malowana, naszyta lub wyhaftowana. Opaskę noszono na lewym ramieniu, trójkąty biało-czerwone z haftowanymi niebieskim kolorem literami „MO” oraz numerem jednostki, naszywano na lewym rękawie munduru podstawą do góry. Funkcjonariusze Komendy Głównej MO nosili zamiast cyfr oznaczenia „KG”. Wszystkie te przepisy zostały regulaminowo wprowadzone i zarządzone na terenie całego kraju. Jako ciekawostkę można wspomnieć, że w Poznaniu na przełomie stycznia i lutego 1945 istniała Milicja Proletariacka, która używała czerwono-białych opasek z symbolem sierpa i młota, jak na ironię była też w tym samym mieście Milicja Chadecka z żółtymi opaskami. Dopiero pierwszy komendant główny MO w Poznaniu, Paszke, wcielił wszystkich członków obydwu milicji do Milicji Obywatelskiej.
Także kwestia ujednolicenia uzbrojenia w latach 1944-45 nie miała szans realizacji. Najbardziej powszechnymi typami broni były pistolety maszynowe typu PPS, PPSz a także broń niemiecka MP40, StG44, Mausery K98. Musimy pamiętać, że nie było normy w stosowanym uzbrojeniu, znane są przypadki użycia broni myśliwskiej a nawet sportowej. Wiele razy zdarzało się, że funkcjonariusze używali broni, którą zarekwirowali lub też zdobyli podczas działań, dotyczyło to w dużej mierze broni krótkiej, a raczej ich niewielkiej ilości, jakie w swych początkach posiadało MO. Po zakończeniu działań wojennych, pod koniec roku 1945 rozpoczęto ujednolicać uzbrojenie i wprowadzać rosyjską broń krótką i długą. Nowo powstała formacja MO miała także braki w papierze i materiałach biurowych niezbędnych dla właściwego działania komisariatów. Bardzo często wykorzystywano, jeśli takowe były, materiały pozostawione przez Niemców. Przekreślało się znaki niemieckie i na odwrotnej stronie wypisywało pokwitowania, nakazy itp. Specyfika tamtego okresu wymagała pewnej pomysłowości wśród pracowników resortu. Środki komunikacji MO w postaci telefonu w niektórych rejonach kraju były luksusem. W Przegorzanach pod Krakowem komendant komisariatu używał gońca wyposażonego w poniemiecki motor do łączności z komendą Wojewódzką. W tych trudnych czasach powojennego chaosu z wyżywieniem skoszarowanych milicjantów (w większości komisariatów, poza dużymi miastami, milicjanci byli skoszarowani)też było krucho. Ze sprawozdania Komendy Powiatowej w Bielsku z dnia 4 VIII 1945 r. dowiadujemy się m.in., że na dzienne wyżywienie funkcjonariusza składały się dwie filiżanki kawy, dwie kromki chleba i talerz zupy. Zdarzały się przypadki, np. w Krakowie, gdzie zorganizowano wśród ludności zbiórkę artykułów spożywczych dla zaopatrzenia stołówki milicyjnej.
Odpowiednie działanie MO wymagało posiadania mobilnych środków transportu. Niestety tabor MO był właściwie symboliczny. Bardzo często dochodziło do takich absurdów, że milicja musiała pożyczać samochody i motory od innych instytucji. Wykorzystywano oczywiście pozostawiony sprzęt niemiecki, jeśli się taki uchował i nie został zabrany przez bezpiekę czy wojsko. W jednym z mniejszych miasteczek Małopolski milicja stosunkowo długo (do 1949r.) używała niemieckiego trójkołowego pojazdu. Zapewne używałaby go jeszcze dłużej, gdyby nie problem braku części zamiennych. Po zakończeniu działań wojennych zaczęto używać wojskowego sprzętu z demobilu, jednak właściwie aż do początku lat 50. pewne braki w sprzęcie jeżdżącym nadal występowały i bardzo często środkiem komunikacji MO był rower albo…własne nogi. Wśród sprzętu jeżdżącego, jaki przekazało Ludowe Wojsko Polskie były pojazdy i motory pochodzące z dostaw przekazanych Związkowi Radzieckiemu w ramach Lend-Lease. Do MO trafiły: Willysy, Dodge, Chevrolety i oczywiście motory Harley. Trzy takie Harleye tworzyły w Krakowie pierwszą po wojnie drużynę ruchu drogowego.
Największym jednak problemem, przy którym bladły niedobory w wyposażeniu, umundurowaniu i sprzęcie, był brak odpowiedniej kadry. Trzeba dodać, że w początkowym okresie formowania się MO jeszcze na obszarach stanowiących tzw. Polskę Lubelską jeden z trzech podstawowych budulców kadrowych stanowili partyzanci z AL. Masowo wcielano całe oddziały. Tak też się stało z 1. Brygadą AL. im. Bartosza Głowackiego, która przedostała się do wyzwolonego Rzeszowa i tam została wcielona na podstawie rozkazu wydanego przez dowódcę byłego IV obwodu AL. płk. Kiężkiewicza, który został komendantem wojewódzkim milicji w Rzeszowie. W bardzo wielu przypadkach nie informowano wcielanych na czym służba w MO miała polegać i jak wyglądać. Wynikało to często z prozaicznej przyczyny braku wiedzy i kompetencji. Wiadomo było, że nie można opierać się na modelu przedwojennej policji. Rozkaz wstąpienia do MO wśród partyzantów AL. bardzo często wywoływał niechęć i sprzeciw. Jeden z weteranów służby MO tak to wspominał „Po kilku dniach po wyzwoleniu wręczono nam biało-czerwone opaski z napisem „MO stołecznego miasta Warszawy”. Bez jakichkolwiek wyjaśnień. W szeregach zawrzało jak w ulu. „Chcemy walczyć z Niemcami! Chcemy na front” krzyczano. Atmosfera była gorąca. Tego samego dnia opaski zabrano. Wielu je zgubiło i nie mogło oddać. Sprawa milicji ucichła.” No cóż, trwała jeszcze wojna i perspektywa udziału w niej wydawała się dla nich bardziej kusząca.
Innym źródłem pozyskiwania kadr do nowo powstałej służby MO byli sympatyzujący z PPR członkowie przedwojennych organizacji socjalistycznych i komunistycznych. Wielu z nich brało aktywny udział przed wojną w strajkach (strajk szewców – Staszów 1933) i demonstracjach. Ostatnim „budulcem”, chyba najbardziej odmiennym, byli członkowie AK, którzy jak się okazuje, w niektórych rejonach lubelskiego i warszawskiego obsadzali całe posterunki. Potwierdza to relacja z inspekcji, jaką prowadził pod koniec 1944 jeden z zastępców pierwszego Komendanta Głównego MO Witolda Jóźwiaka. Stwierdza on, że szereg powiatowych komend woj. Warszawskiego zostało stworzonych w całości przez AK i jedynie cykliczne kontrole stan ten mogą zmienić. Na pięciu pracowników komendy powiatowej w Garwolinie dwóch było z AK, pozostali trzej to policjanci Kriminalpolizei. Jeszcze ciekawiej wyglądała sytuacja w miejscowości Ryki. Komendant posterunku, starszy policjant Kwiniarski, był przed wojną znanym „tępicielem” komunistów.
W kolejnych latach tworzenia się tej formacji, zaczął następować gwałtowny proces dezercji. Największa dotyczyła byłych AK-owców, którzy uciekali całymi posterunkami. Z oficjalnych źródeł wiemy, że jeszcze w 1946 roku, w skali całego kraju, było ponad 1200 dezercji. Po amnestiach z lat 1945, 1946, 1947 ujawniło się łącznie z żołnierzami i członkami aparatu bezpieki ponad 21 tysięcy dezerterów. Sytuacja ta spowodowała, np. w rejonie Śląska, że w szeregach nowej formacji pilnującej porządku znaleźli się byli członkowie SS czy Freikorpsu, a także duża ilość osób z III grupy Volkslisty (autochtoni, uważani przez Niemców za częściowo spolonizowanych, głównie Ślązacy i Kaszubi. Odmowa podpisania Volkslisty mogła być uznana za zdradę rasy i zakończyć się wysłaniem całej rodziny do obozu koncentracyjnego lub przesiedleńczego. Niemcy wpisali do niej na górnym Śląsku 64% ludności). Chcąc pokusić się o określenie liczby funkcjonariuszy w okresie istnienia tzw. Polski Lubelskiej, to wg szacunkowych założeń jakie przedstawiał komendant główny na przełomie lat 1944-45 wynosiła około 13 tysięcy. Docelowo po zajęciu całego kraju mialo ich być około 50 tysięcy, w założeniach stan etatowy miał być o 100% większy, niż w okresie międzywojennym gdzie łącznie wynosił 27 tysięcy.
Brak odpowiednio zdyscyplinowanej i wyszkolonej kadry spowodował, że w szeregach MO znalazło się mnóstwo ludzi o niejasnej, często przestępczej przeszłości. Ludzi pozbawionych jakichkolwiek zasad moralno-etycznych. Pijaństwo, kradzieże, nawet rozboje zdarzały się zbyt często…Także brak konkretnych uregulowań prawnych, które stworzono dopiero po paru miesiącach, powodowały szerzenie się tzw. nawyków okupacyjnych. Nowo formująca się władza musiała ratować się więc czystkami w szeregach MO. Prawie 50% stanu osobowego wywodzącego się z szeregów AL zostało przeniesionych do Wojska Polskiego i odesłanych do działań wojennych a na ich miejsce wprowadzono żołnierzy z 1 i 2 Dywizji Piechoty. Koncepcja tworzenia Milicji Obywatelskiej i jej klasowy charakter musiały się ugiąć z powodu niedoborów kadrowych, czego efektem był mało znany fakt związany z przyjęciem w szeregi MO ponad tysiąca byłych przedwojennych policjantów. Konieczność wyszkolenia, przynajmniej podstawowego nowych stróżów prawa była ważniejsza od ideowo-klasowych różnic. Byli funkcjonariusze przedwojennej policji zostali też zaangażowani do przygotowania niezbędnych instrukcji, regulaminów i dyspozycji, które stanowiły podstawę działań MO. Nie trwało to jednak długo. Mniej więcej około roku 1946 zaczęto ich pozbywać się z szeregów formacji. Często trafiali do więzień, tworzono wobec nich absurdalne zarzuty. Najbardziej dobitnym przykładem jest postać najwyższego stopniem przedwojennego funkcjonariusza policji płk. Jana Płotnickiego, który tworzył kadry w szkole MO w Słupsku. Zarzucono mu szpiegostwo i działanie na szkodę kraju. Dostał 7 lat więzienia, zmarł w czasie przerwy w odsiadywaniu wyroku w 1954 roku.
Słabość struktur MO i niewładny charakter ich działań do 1946, można wyczytać w decyzjach, jakie organy władzy musiały podejmować aby wesprzeć MO. W wyniku ruszenia ofensywy w styczniu 1945 roku nastąpiło przesunięcie wojsk radzieckich, których obecność na zajmowanym terenie powodowała zmniejszenie, a nawet zanik działań grup partyzanckich. Ich aktywność automatycznie wzrosła do tego poziomu, że musiano zacząć tworzyć w posterunkach powiatowych Kompanie Operacyjne Milicji Obywatelskiej. Nowe ogniwa składające się z grup liczących od 30 do 50 ludzi, były uzbrojone w jeden lub nawet dwa karabiny typu DPM z charakterystycznym talerzowym magazynkiem. Każdy z grupy miał posiadać pistolet maszynowy, głównie PPS. Dodatkowo grupy uzbrajano w granaty, głównie RG-42. Mimo tych zabiegów, samej Milicji Obywatelskiej nie udało się opanować i zwalczyć zarówno polskich partyzantów, jak i oddziałów UPA działających w Bieszczadach.
Po zakończeniu działań wojennych rozpoczęto akcję wspierania MO poprzez rozbudowę KBW, czyli Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, mającego przejąć głowny ciężar walk z partyzantami. Na podstawie rozkazu wydanego przez Ministra Obrony Narodowej Michała Rolę-Żymierskiego wszystkie garnizony Ludowego Wojska Polskiego były zobowiązane do udzielenia pomocy zarówno bezpiece jak i MO i KBW. Łączna ilość sił wzrastała z miesiąca na miesiąc, co związane było z zakończeniem działań wojennych w maju. Podczas referendum przeprowadzonym w czerwcu 1946 roku ogólna ilość funkcjonariuszy MO, UB, KBW a także ORMO i NKWD wynosiła 130 tysięcy.
W tym miejscu warto wspomnieć o postawie partyzantów wobec milicjantów. Początkowo był w miarę tolerancyjny. Wielu z nich działało wcześniej w tej formacji dlatego więc odnoszono się do nich stosunkowo łagodnie. Bardzo często po wzięciu do niewoli rozbrajano ich i puszczano do domu. Wielu dezerterowało po takich incydentach. Inaczej to wyglądało w przypadku złapania funkcjonariuszy bezpieki czy NKWD. Do jednych z najbardziej znanych potyczek i akcji w jakich brały udział siły MO były zmagania z oddziałami m.in. „Łupaczki”, „Ognia”, „Szarego”, „Młota”, „Wawrzyńca”, czy „Jastrzębia”. Łącznie w okresie 1944-52 funkcjonariusze milicji aresztowali za tzw. „terroryzm polityczny” ponad 23 tysiące osób, za nielegalne posiadanie broni – blisko 19 tysięcy osób, za dywersje ok. 14 tysięcy osób.
Pozostaje jeszcze kwestia strat osobowych w szeregach MO. Jedyne źródła statystyczne to materiały sporządzone po wojnie, do których należy podchodzić z dużą ostrożnością. Księga pamięci SB, MO i ORMO mówi o 4338 ofiarach, przy czym w liczbie tej ujęto funkcjonariuszy, którzy zginęli nie tylko w walce ale np. podczas nieodpowiedniego obchodzenia się z bronią. Okazuje się, że tego rodzaju przypadki były dość powszechne. W statystyce rocznej z 1946 roku jest aż 69 takich wypadków śmiertelnych. Inne źródło, wydane też pod patronatem MSW, mówi o stratach faktycznych wynoszących 2 tysiące osób.
Podsumowując temat należy podkreślić, że Milicja Obywatelska była najbardziej stabilnym organem represji działającym w powojennej Polsce. Mozolnie tworzona w 1944 roku przetrwała aż do momentu likwidacji. Archaiczna i nazbyt polityczna nie przetrwała próby czasu. W nowych okolicznościach nie mogła w takiej formie funkcjonować. Nowo powstający organ władzy dawał jeszcze, co niektórym nadzieje, że służba zachowa swój właściwy charakter, jaki powinna mieć służba pilnująca porządku, niestety, tak się nie stało. Początkowy entuzjazm i zaufanie ludności malały systematycznie. Władza próbowała jakoś walczyć z negatywnym obrazem milicjanta. Niestety, nie udało się. Współpraca a właściwie zasymilowanie się ze znienawidzoną bezpieką odcisnęło silne, ujemne piętno na wizerunku Milicji Obywatelskiej, które trwało aż do końca PRL.
Post został pochwalony 0 razy
|
|